13 gru 2013

Post o wpierdalaniu

Istnieje fundamentalna różnica między apetytem a wpierdalaniem bez umiaru. Apetyt mają ludzie zdrowi, którzy wykonują aktywności, powodujące słuszny głód bez oprocentowania w postaci poczucia winy. Jest to sytuacja idealna jak z serialu. Nie przemawia do mnie jednak widok bohaterów rozprawiających o globalnym ociepleniu nad stygnącą jajecznicą i zostawiających pół obiadu na talerzu, żeby iść płakać do kibla. Przemawia do mnie natomiast wpierdoling jako podstawowa aktywność dnia wolnego, kiedy to zjedzenie skrupulatnie przygotowanego talerza z żarciem zajmuje ok 2 minuty i bardziej kojarzy się z sytuacją, gdy ameba wchłania pokarm lub gdy szczeniak dostaje jeść po spacerze. Odgłos adekwatny to hłomp , a zachowanie przywołuje początki gatunku ludzkiego, czyli jedź zanim ci zabiorą. Ludzie mają taki wewnętrzny alert, który jest pozostałością życia w dziczy i nie trzeba się go wstydzić. Dlatego też lubię jeść w samotności, nie siląc się na kulturowe ozdobniki wokół sytuacji wpierdalania, jak np. konwersacja o tym, kto ma raka, a kto okres. W tej sytuacji interesuje mnie tylko to, co mam na talerzu. Zupełnie nie rozumiem też zwyczaju chodzenia na randki do restauracji, bo jeszcze dałabym po sobie poznać, że bardziej niż szczęśliwe wspólne życie i dobry seks interesuje mnie ten oto kotlet. A dziobanie tego żarcia jak kura za pomocą noża i widelca, kiedy tak naprawdę wszystko czego potrzebujesz to mocna szczęka i solidny chwyt dłoni (hłomp) , to zupełna fanaberia. Nie dziwi mnie też, że to Japończycy wymyślili sushi. Musiałabym opierdolić sushi z ławicy ryb, żeby się najeść, i jeszcze zagryźć koralowcem. Ostatnio, ze względu na nieregularny tryb pracy i dziwne godziny aktywności, głównie nocnej, nie istnieje dla mnie tabu "Nie jedź w nocy". Budzę się o trzeciej nad ranem i szukam czegoś, co jest dla zaspanego człowieka mniej więcej dietetyczne. Dopierdalam więc sobie jabłko zagryzane gruszką zagryzaną mandarynką albo dobieram się do puszki z groszkiem, i z pośpiechu urywam dzyndzel, przez co muszę się do tej puszki dobierać nożem, a mam do wyboru wielki nóż lub malutki nóż, więc walczę obydwoma robiąc hałas jak na wojnie. I na koniec i tak nie mogę się oprzeć i smaruję piętkę chleba masłem. O maśle dyskutowałam ostatnio z Mariką pod Ambasadą o 4 rano, co bardzo mnie rozbawiło dzień później, ponieważ latem o 4 rano zazwyczaj rozmawia się o seksie albo o niedoli zwierząt. Zimą natomiast jesteś w stanie własnoręcznie zabić kurczaka i zjeść go razem z piórami. Wczoraj miałam bardzo interesującą poranną zmianę w pracy, przychodzili sami najebani klienci. Jeden opowiadał jak kupił lasce na Solnym różę w nocy, a że wytrwali do godzin wczesno-porannych, to stali jeszcze później w kolejce po darmową choinkę o 11 rano. Choinkę dostał, ale ostatecznie nikt jej w sumie nie potrzebował, więc obdzwonił rodzinę, sąsiadów i kolegów z liceum, po czym drzewko i tak zostało oddane parze staruszków w szarych prochowcach na ulicy. Taki Dickens trochę. Później przyszedł jeden z moich ulubionych klientów i rozprawiał o szczurach w Azji: "Tam mają takie szczury jak psy, budzisz się w nocy, a tu szczur cię wpierdala, i nawet nie wiesz, że to szczur, bo ma głowę wielką jak moja i przypomina lessie". Na koniec zmiany pojawił się Krzysztof i nalegał, żebyśmy ja, on i Lary zrobili coś szalonego mając oczywiście na myśli najebanie się, przehandlowanie jego zegarka, co robi nagminnie i co tydzień ma nowy, i poszli we trójkę do łóżka, ale tylko jak starczy czasu. Miał przy sobie jednak tylko 5 złotych, więc podejrzewam, że mówiąc "Idę na spacer" szedł już z zegarkiem do lombardu. W końcu był czwartek, to już prawie weekend.

Pytałam się Szczura dzisiaj, co znaczy bebzanie, bo u niej w knajpie mają taką imprezę tematyczną. "Nabebzać się, czyli najebać się, wiesz, tacy fanatycy fazy". Zanosi się na ciekawy weekend. Nabebzani fanatycy fazy na chlebie z masłem będą zabijać azjatyckie szczury, które wyglądają jak lessie i kopulują z polskimi kurczakami. Także uważajcie na siebie.

2 komentarze:

Marika pisze...

Na randkach, jeżeli na takowych bywam nie ukrywam, że bardziej interesuje mnie to co mam na talerzu niż to co się stanie z "naszą" relacją. Jedzenie jest najważniejsze!
Ej, rozmowa o maśle jest ciekawsza od tych o seksie, bo ile można o nim rozmawiać. nudy..

maggot pisze...

to prawda, bo jak często można poczytać o maśle w magazynach światopoglądowych? piszą tylko o seksie