29 maj 2008

PRAGUE# 12







22 maj 2008

Giant Robo Cindarella on the Bicycle

Zwiecha i kac. Jago wstała dzisiaj rano, zalogowała się na maila, na którego wysłałam jej wczoraj tekst po angielsku, z którego ma zrobić plagiacki uzytek, i bardzo się ucieszyła: O, mail od Agaty, ciekawe co u niej... Jakoś wypadło jej z głowy, ze w zasadzie mieszkamy razem i spię półtora metra po jej lewej, a na podłodze pobzykuje oddechem L. z hospitality.
Poza tym popłakałam się na mailu od Magdy, która siedzi w Londynie i doswiadcza wielu desperackich prób podrywu ze strony odpadów rynku matrymonialnego: siedze na lawce w parku, siada kolo mnie brzydki wloch. i zaczyna rozmowe. 'piekne wiewiorki' mowi. ja: ' wiewiorki sa jak szczury, tylko z puchatym ogonem' mowie tak, bo tak mysle, ale tez zeby go odstraszyc. on jest zachwycony, bo tez zauwaza, ze mysle inaczej niz wszyscy. boze. gdzie sa normalni ludzie?
i na sam koniec hit dnia, mistrz w krainie versusuów: Giant Nazi Woman of SSvs. Robo Jew. Zabił mnie: http://youtube.com/watch?v=PuXxwCz8NX8

21 maj 2008

...

Istnieje jakaś przewrotna madrość w logice przypadku. Cos, co jeszcze wczoraj nazwałabym ironią losu, okazuje się być częścia jakiegos wiekszego planu. Wcale nie chodzi o to, zeby wysmiewać marskość ludzkich wyobrazen o linearnosci czasu i potrzebę prostowania przypadku na korzyśc własnych wyobrazeń o naturze zdarzeń - a nawet jesli to jest to bardzo przyjazny smiech. Nadzwyczajniej w swiecie nie spodziewałam się, że idiotyczny ból brzucha moze byc prologiem do takiego wstrząsu, a wszystko to na sam koniec pobytu w Pradze, kiedy miałam juz zamykać za sobą drzwi i okna.

16 maj 2008

PEOPLE# 12 [Kaska]

Złapała nas spektakularna ulewa, więc skorzystałysmy z zadaszenia przy sklepie meblowym "Irenka". Kaśkę tez gna w tym roku do Hiszpanii, więc wyglada na to, ze w wakacje zbierze się tam całkiem spora ekipa.

DETAIL# 10




15 maj 2008

katalizator płynów ustrojowych

Codziennie około 11 po zaliczeniu serii porannych rytuałów i przeanalizowaniu swoich działań z poprzedniego wieczoru w skali obciachu (1-7, ale wyniki są sprawą osobistą), nachodzi mnie mglista konieczność zajrzenia na iwoda.pl. Na iwodzie spędzam inspirujace chwile przeglądając futurystyczne kabiny prysznicowe wygladajace jak wielkie czajniki mieszkalne, które posiadają po kilka dyskretnych dysz do masażu, panele kontrolne z wbudowanym radiem oraz mechanizmy ze sterylizatorem ozonowym wytwarzajace parę. Pomaga mi się to uspokoić w chwilach, kiedy przypominam sobie, jak bardzo zboczyłam z księżycowej drogi i że nieswiadomie wkroczyłam do ligi jowisza skuszona ofertą najtańszego tesco w galaktyce. Pozazdrościłam Elinor Carucci, nawet jesli w sposób dość oczywisty nalezy do epigonów Nan Goldin. Pozazdrosciłam Jago, gdy symbolicznym i dosłownym gestem zamanifestowała swój wstręt do papierosów wyrzucajac za okno paczke Moon Light z przeciągłym lwim okrzykiem. Pozazdrosciłam Petrze, bo nigdy nie nauczyła się jeździć na rowerze. Ale najbardziej zazdroszczę tym, którzy mają w łazience wielki bulgoczacy czajnik.

13 maj 2008

Folwarcznie








Nigdy nie miałam ambicji zostać panem folwarcznym. Wczoraj jednak woziłysmy się po opuszczonym folwarku, ktory, zanim zupełnie zniszczał, musiał jeszcze niewątpliwie przejść przez stadium PGR-u (Czech-gie-e-ru?). W opuszczonych ruinach spotkałysmy nikogo innego, jak kolekcjonera scyzorykow, który najpierw rzucił nam jowialne pozdrowienie, a następnie zamachnał sie na Jago scyzorykiem, zamkniętym, w ramach podarku. Gdy opróżnił kieszenie obszernego płaszcza okazało się, ze pełne są kieszonkowych nozy wszelkiego rodzaju, zarówno nowych jak pokrytych rdzą czy tez krwią niemowląt, kto to moze wiedziec. Posiadał tez w swojej intrygującej kolekcji porcelano-podobne puzderko z bogato zdobionym rózańcem, z którego był nadzwyczaj dumny. Gotow byl nawet się weń dla nas przyodziać, zostawiłyśmy go jednak pośrod jego gadzetów, zeby zgłębiać tajemnice dworku, ktorego głębokie stadium zapuszczenia trudno opisać.

11 maj 2008

PEOPLE# 11

Zimno było... Ktoś wyrzucił na śmietnik całe naręcze zapomnianej czeskiej literatury, więc wzięłam jeden przypadkowy wolumin, na co dziewczeta rzuciły sę w moje slady, zniknęly na 10 minut miedzy kontenerami i chwilę pózniej maszerowały niosąc każda przynajmniej po cztery egzemplarze. Nie wiem, czy pies ma taką radość z patyka, jaką one miały...








PRAGUE# 11 [Żiżkovskie atrakcje]

Żiżkov to prawdziwy lunapark atrakcji, cygański Disneyland. Pomijając małe grupki Cyganów z gitarami na rogach ulic, nielicznych zbłąkanych turystów w cieniu własnych wielkich plecaków, panów zapraszajacych atrakcyjne dziewczeta do skorzystania z noclegu w świetnie wyposażonych hostelach za śmiesznie niskie ceny (w luksusowych pokojach noclegowni takich jak "Purple House" zamontowane są kamery...), można rownież ujrzeć:

super fury z super furzystami w środku

trans-diva-shows w lokalach, gdzie wstępuje się za zgodą oddzwiernego przygladajacego ci się zza lufciku w drzwiach, do których oczywiscie dzwoni się domofonem:

w piłkę mozna zagrać:ponadto, mozna złapać sztuczną opaleniznę za promocyjną cenę w solariach, których właściciele co prawda dawno nie zmieniali wyrafinowanego desaignu miejsca, ale lokalizacja jest wystarczajacą reklamą:



Warto też wspomniec, ze patron dzielnicy, niejaki Jan Żiżek, stracił oniegdaj oko w bitwie pod Grunwaldem i oko to stało się tematem wielu żarliwych patriotycznych zaśpiewek, ponieważ Czesi zbyt wielu rasowych awanturników w swej historii nie mają. Stad nad dzielnicą góruje wzgórze, gdzie pręży się dumnie na koniu sam Żizek w wersji pomnikowej, z opaską na prawym rozdłubanym oczodole i charyzmatycznym gestem wzywajacym do walki.

9 maj 2008

DETAIL# 9

PEOPLE# 10 [Jago i Jaszczur]

Jaszczur Fekalny Prorok i Jago Chyży Wyżeł, na Zizkovych włosciach.

8 maj 2008

6 maj 2008

DETAIL# 8


5 maj 2008

Up in the sky, down the hill

Trochę mnie toczy wirus grafomanii, więc zaczęłam fotorgafować niebo. Bo takie jest niebieskie. Jak zacznę robić zdjęcia biedronkom i ganiać za wiewiórkami przyjdzie pora zastanowić się nad obraniem nowego kierunku w życiu - oby tylko nie był to nowy kierunek studiow, wystarczy.

3 maj 2008

Follow the umbrella

Wczoraj znalazłam w Crossie aparat Olympusa, model FE-240. Problem zabierania aparatu na wakacje został rozwiąznany. Ha!
To, co się dzieje w tym mieście na poczatku maja przebija wszelkie wyobrażenia futuro-pesymistów. Wielka, pocąca się chmura wielonarodowosciowej ludzkiej masy. Dzisiaj po raz kolejny przyjdzie mi pokazać Hradczany. To jedno z tych miejsc tego pięknego świata, które wir turyzmu wchłonął swoją jamą gębową i przerobił w targowisko taniego suveniryzmu. Zorganizowane grupy wszelkiego profilu - od wycieczek handicapow, poprzez Hiszpańską młodzież licealną, rosyjskie stowarzyszenie przyjaciół mafii do angielskich staruszkow z ewidentną demnecją. Raj dla ocieraczy; koszmarek, jeśli o mnie chodzi.