30 cze 2008

gdzieś w lesie z planszą do warcab pod koszulą naszywam guzik, czyli umarł król, niech żyje król!

Nie mam ambicji parkować na wolnym miejscu. Ostatnio lepiej się spisuję w ruchu. Ruszam na Hiszpanię, prawdopodobnie natknąć się wpierw na wielką tygodniową fiestę z okazji wygranych mistrzostw - po doświadczeniach w Chorwacji, gdzie świętowanie jednego zwycięskiego meczu kończy się zaczopowaniem głownych ulic w większości duzych miast przez kibiców, spodziewam się ujrzeć conajmniej rytualne zarzynanie byka gdzieś na Rambli. Conajmniej...

28 cze 2008

26 cze 2008

CRK

Pokaz "Dr Jeckylla i Mr. Hyde'a" z 1920 roku na squacie na Jagielończyka z muzyką Devil Music Ensamble na żywo; Wrocław, 3 czerwca.


PEOPLE# 13 [Pawełki]


19 cze 2008

Rozpuszczenie granic

Granice z natury są płynne. Opuszczając znajomy krajobraz, znajomych ludzi i miejsca odczuwa się lekkie zaniepokojenie, nie ma w nim jednak jednoznaczności podprogowego strachu. Ekscytacja nieznanym płynnie miesza się z wewnętrznym ruchem wstecznym podsuwającym obrazy tego, co oswojone i udomowione. Doświadczenie podróży można zobrazować jako przeciąganie liny z całej siły jednocześnie w obie strony: z powrotem i naprzód. Te dwa uczucia tworzą demoniczny konglomerat, nie dający się rozerwać. Pragnienie ucieczki od terytorium zwyczajowej tożsamości obracającej się w pewnych granicach, nagły brak znajomych punktów odniesienia, samo „bycie w drodze” w oczywisty sposób zakłada brak domu. Dom urasta do rangi symbolu, określa pewien stan – bycia relatywnie niezależnym od okoliczności zewnętrznych, posiadania swojego azylu, gdzie dowolnie można dysponować wolnym czasem i czuć się bezpiecznie – czuć się zadomowionym wśród ludzi, sprzętów, przedmiotów, znajomych kątów. Pragnienie opuszczenia rzeczywistości naznaczonej budowanym z dnia na dzień znaczeniem wynikającym z pewnego uporządkowania jest naturalnym pragnieniem chaosu i chwilowego rozpuszczenia znaczeń. Wytrącenie z lekkiego otępienia, które pojawia się wraz z faktem zadomowienia (i nie mam na myśli skrajnego przywiązania do konkretnego miejsca, które w dzisiejszych czasach raczej nie występuje i ma znamiona naznaczonego uniwersalnym sentymentem archaizmu), kruszy skorupę i otwiera na nowe, obce. Otwarcie to jest zgodą na chaos. Mapa tożsamościowa zbudowana z systemu odniesień – miejsc poznanych i zarchiwizowanych jako naznaczone przeszłym zdarzeniem lub serią zdarzeń – zostaje wystawiona na korektę w konfrontacji z nieznanym; zaczyna podlegać przemianom. Rozpoznawalne w tej sytuacji zaniepokojenie ma jednak wydźwięk jak najbardziej pozytywny, jest naturalną reakcją na sytuację zaskakujących i często niepokojących konfrontacji. Specyfika codzienności dużego miasta umożliwia bowiem zredukowanie konfrontacji międzyludzkich i kulturowych do pewnego obszaru – specyficznego środowiska, neutralnych okoliczności i co najważniejsze – ludzi, miejsc i rzeczy znajomych. Wybicie się z tego systemu staje się sytuacją coraz częstszą i coraz bardziej pożądaną. Osiągnięcie dystansu jest kwestią priorytetową, brak toksycznych uzależnień i wolność kształtowania fizycznych granic tożsamości (przestrzeni sentymentalnej kształtującej się w oparciu o podróże i poznawanie „innego”) to zjawisko wyznaczające zakres wolności naszych czasów. Nie jest to jednak wolność całkowita, której idea raz na zawsze straciła swoją moc operacyjną, jak powiedziałby Houellebecq. Jakakolwiek totalność poznania i doświadczenia jest obca gatunkowi ludzkiemu. Możliwości poznawcze stają się w tych okolicznościach wątłe, dalekie od demiurgicznych aspiracji egocentrycznej ludzkości. Co jednak ciekawe, dwubiegunowość owego poznania – w głąb siebie i na zewnątrz – oraz emocjonalność osobistego aspektu, który mu towarzyszy, umożliwiają ostatecznie tworzenie map tożsamości. Ja naznaczyłam swoją mapę serią nowych, jeszcze pulsujących punktów. Świeża rana przeredagowania domaga się takich właśnie podsumowań. Nie ukrywam, że spodziewam się uczynić więcej bardziej konkretnych, kulturoznawczych spostrzeżeń, niejako z potrzeby serca, ale również z potrzeby intelektu będącego w fazie czerwcowej agonii. Ale to już następnym razem, bo dopadła mnie proza życia i trywialność programu telewizyjnego – wzywają na mecz…

18 cze 2008

BALKANS TRIP

Przywlokłam się w końcu do domu w stanie kwalifikujacym niezwłocznie do wanny. Narazie tylko zdjęcia. Niestety nie mogłam zabrać Fuji, więc skazana byłam na pstrykanie z kompaktowego Olympusa, którego swego czasu znalazłam w knajpie w Pradze, na dodatek w kiepskiej jakości ze względu na nieduzą pojemność karty pamięci. Na edycję tego posta i relacje wysilę się później, gdy ochłonę. Trudno to wszystko ogarnąć.

UKRAINA:

Lwów:







Prawie dwie doby w tirach, w tym jedna na granicy Rumuńsko-Ukraińskiej. Żywiłyśmy się czereśniami - Siergiej wiózł ich całe tony.




SERBIA:
Belgrad:



Śniadanie na granicy. Pani z bazaru bezinteresownie obdarowała nas gigantycznym pomidorem.


BOŚNIA I HERCEGOWINA:













CHORWACJA:
Novi Vinodolski:

Rijeka:




WĘGRY:

Jezioro Balaton:

3 cze 2008

PRAGUE# 13 [Żiżkov]

Wyjechałam z Pragi, co wcale nie znaczy, ze się z nią pozegnałam. Pozegnania są tak etnologicznie przaśne czasami.
Na Zizkovie zostalo mnie najwięcej.