30 cze 2008

gdzieś w lesie z planszą do warcab pod koszulą naszywam guzik, czyli umarł król, niech żyje król!

Nie mam ambicji parkować na wolnym miejscu. Ostatnio lepiej się spisuję w ruchu. Ruszam na Hiszpanię, prawdopodobnie natknąć się wpierw na wielką tygodniową fiestę z okazji wygranych mistrzostw - po doświadczeniach w Chorwacji, gdzie świętowanie jednego zwycięskiego meczu kończy się zaczopowaniem głownych ulic w większości duzych miast przez kibiców, spodziewam się ujrzeć conajmniej rytualne zarzynanie byka gdzieś na Rambli. Conajmniej...

1 komentarz:

Mari Paz pisze...

czyli barcelona. zazdroszczę.