8 mar 2010

Co się stało z naszą klasą

Niewiarygodne, jak czas zapierdala. Jest już marzec. Nawet Oscary przeminęły, chociaż teraz jeszcze trochę będzie się o nich mówić. Popadłam w coś z pogranicza letargu i szczęśliwości, wsunęłam się na miesiąc między jawę i sen, ale komfort przeciągania się jest jednak dość uciążliwy na dłuższą metę. Pojechałam na dzień do domu załatwiać sprawy urzędowe i okazuje się że w tym kraju bez problemu możesz tego samego dnia zarejestrować się jako bezrobotny a wieczorem pójść do pracy. Aczkolwiek nie zarejestrowałam się i wypięłam swoje rozpieszczone dupsko na świadczenia ubezpieczeniowe, bo i tak nie przysługuje mi zasiłek. Na pytanie co się stało z naszą klasą mogę już powoli odpowiadać piosenką, ale hip hopową. Spotkałam w tramwaju Baśkę, z którą studiowałam kulturoznawstwo, chociaż nie kumałyśmy się za bardzo w kuluarach, bo ona należała do babskiego mainstreamu co to piszczał i chichotał na korytarzach, i okazało się że Baśka jest teraz stewardessą w Wizzarze. Ma za sobą 22 loty i potrafi zrobić pokazówę "ratuj się kto może". Siłą rzeczy naszła mnie refleksja gdzie podziała się reszta: oto Agata siedzi w Paryżu i mieszka u jakiegoś słynnego filozofa oraz zajmuje się wnukami Ministra Francji (możliwe że coś pomieszałam, ale takie doszły mnie plotki), Jaszczur dzielnie pracuje jako grafik, w weekendy napierdala zlecenia, a w tygodniu wstaje o świcie (Jaszczur i świt to z punktu widzenia protagonisty najgorszy koszmar, z punktu widzenia potencjalnego widza komedia na co najwyżej dwa sezony), Anka winduje swoją średnią na filologii hiszpańskiej powyżej 4,5, chociaż rozkute roczniki gimnazjalne zazwyczaj sięgają 5,0 (co nie zmienia faktu że Anka przechodzi złote lata terroru edukacji właśnie teraz, podczas gdy my mamy je dawni za sobą, nie bez przyczyny spierdoliłam z iberystyki przed pierwszą sesją), Kuba z Magdą siedzą w Londynie i robią pieniądz. Zapała ciągle popierdala na rowerku po mieście, Hans wsiąkł w CRK i inne kulturalne inicjatywy miejskie, ale oni w sumie nie dociągnęli tych studiów, albo też studia nie dociągnęły ich. Pawełek siedzi w mieście i studiuje czeski. Co z resztą? Nie mam pojęcia. Ja leję piwo, robię zdjęcia (czasami zepsutym aparatem, co owocuje lutowym niedostatkiem postów) i powoli wdrażam się w pisanie dla Vice'a (mój tekst o sex shopach: http://www.viceland.com/blogs/pl/2010/03/08/sexszoping-czyli-raport-o-ginacych-rzemioslach/). W wolnym czasie, którego przecież trochę mam, staram się nie wydawać pieniędzy, których nie mam prawie wcale. Czasami dostaję realizmem po mordzie, co działa motywująco. Jestem niemalże pewna, że zaniedbuję ludzi i niektóre obowiązki, ale jest Gośka, czas teraz wygląda mniej drwiąco i ma szybkie nogi. Ucieka. Mieli rację dziady pradziady, że tak będzie. Tak jest. Trzy miesiące pomieszkałam z Lewko na Ołtaszynie, teraz przeniosłam się w okolice Młodych Techników i pomimo tęsknoty za Moniką z samego dna gejzeru powoli przywykam, jak to w życiu. Mieszkam w pokoju po Idze z Natalią, Karmeną i bardzo dziwnym kotem, który mnie szpieguje i nie pozwala się dotknąć. Podobno syjamskie tak mają, więc przestałam próbować. Dzisiaj próbowałyśmy z Gośką przekupić kota na szynkę, ale wzgardziła nią. Później przyszła miauczeć, żeby sprzątnąć jej z kuwety kupę. A znamy się krócej niż tydzień.


2 komentarze:

bachelorette pisze...

to ja tu chciałam pogratulować i powiedzieć; bardzo bardzo podoba mi się tekst do gazety plus ten poprzedni.

maggot pisze...

cieszę się i uszanowania!