20 lis 2009

pozdro 600 for Jack Smith

Nie wiem za dużo o kręceniu jointów, ale ostatnio dowiedziałam się o niejakim Jacku Smith'cie. Ów Kowalski był co najmniej nieprzeciętny. Jako bliski człowiek z kręgów Warhola, który jak wiemy obrósł woskiem i świeci się od lat mętnym światłem legendy popświatka, był prawdopodobniej jedynym współczesnym Warholowi artystą, ktorego ten szczerze podziwiał, tak samo jak Courtney Love podziwia PJ Harvey ("PJ Harvey to jedyna artystka, przy której czuję się jak gówno"). Smith poza swoimi nowatorskimi pracami zasłynął tym, że celowo zaraził się wirusem HIV. Żeby zwiększyć ryzyko zakażenia uczestniczył w praktykach znanych jako barebacking (BB), orgiach lub przypadkowych kontaktach seksualnych bez zabezpieczeń. Jest to zwyczaj praktykowany do dziś w coraz większym gronie fanów adrenaliny, ale o tym się nie rozmawia. Smith oczywiście w końcu się zaraził. Oficjalnie twierdził, że śmierć spowodowana powikłaniami AIDS jest gloryfikacją dla artysty, bo daje ci wstęp do klubu ofiar pewnego stylu życia, a tym samym do historii. Fenomen Jacka Smitha to prawdopodobnie jedna z niewielu rzeczy, które mnie ostatnio zszokowały. Slava Mogutin w ramach inicjatywy Visual AIDS zorganizował ostatnio wystawę zestawiając prace z kręgu artystów gejów, którzy byli ofiarami epidemii wirusa HIV na przełomie lat 80tych i 90tych. Projektowi patronuje nie kto inny jak Jack Smith, długodystansowy samobójca przez wzgląd na łączenie życia ze sztuką, przewrotnej mistyki z regularną sraczką. Zapraszam, żebyście sobie poogladali: http://www.thebody.com/visualaids/web_gallery/2009/mogutin/01.html, sam projekt jest o tyle drażliwy, że znając zdjęcia Nan Goldin i mając przynajmniej średnie pojęcie o kulturze gejowskiej unaocznia się bardzo cienka granica pomiędzy seksem a śmiercią. I mówię o tym abstrahując od pokazywanych prac, za wyjątkiem jednej, która mnie chyba najbardziej wbiła w fotel. Z HIV można żyć, ale zapomnij o czystym ciele, które cię nigdy nie zdradzi, solidnym zwieraczu, który utrzyma w środku to, co ma utrzymać, za to musisz się oswoić z tym, że twój mocz przyjmuje wszystkie kolory tęczy. Praca Roberta Blanchona nazywa się "Plama" i opowiada o tym, że czasami umieranie jest trochę zdychaniem we własnym gównie.


"Stain" by Robert Blanchon

Brak komentarzy: