13 lis 2009

Alternatywna historia św. Mikołaja

Wczoraj wchodząc późną nocą do Niskich namierzyłam na stoliku przy wejściu figurkę św. Mikołaja wielkości krasnala ogrodowego. Podeszłam, obwąchałam i coś mnie tknęło żeby polizać (widocznie to efekt zadawania się z Loczkiem). Okazało się, że cała jest z czekolady, więc zeszłam na dół z plotą. Krążyliśmy później wokół Mikołaja całymi wycieczkami, nieśmiale rwąc po kawałku czekolady z buta, aż w końcu Gośka wzięła go pod pachę i zniosła na dół, rozłupała czaszkę piąchą i całe Niskie zaczęły jeść. Rzucali sobie po kawałku głowy, kawałku ręki, dzielili się nim jak opłatkiem. Nikt się zbytnio nie przejmował, że skoro ktoś go porzucił to coś musiało z nim być nie tak. Może był po prostu nieudanym prezentem pozostawionym z racji gabarytów na pastwę pijanych i głodnych? W każdym razie niezjedzona połowa Mikołaja wylądowała rozłupana na parkiecie. Jeśli ktoś z was klei się dziś do podłogi to właśnie dlatego. Followed by photos wkrótce.

3 komentarze:

ban pisze...

po tej akcji naszła mnie diabelska myśl, że bezproblemowo mogłabym w ten sposób otruć całe kolorowe towarzystwo w niskich łąkach, a oni jeszcze by się oblizywali. znak czasów, jesteśmy przyzwyczajeni już praktycznie do wszystkiego więc i bezgranicznie wszystkiemu ufamy.

maggot pisze...

znak najebania, jak dla mnie

Anonimowy pisze...

Dzieki za ciekawy blog