2 sie 2009

Cały dzień dziś śledzę cyferki. 34 stopnie w słońcu, 6 żetonów na dwie wody mineralne, 15 osob przede mną w kolejce do kibla, 26 wypstrykanych klatek filmu, 180 km/h na prędkościomierzu w samochodzie Niemca, 2 kleszcze na brzuchu, 17 minut do końca odcinka, 6 godzin snu i tak dalej. Festiwale plenerowe są nie dla mnie, zwłaszcza woodstock. Pojechaliśmy w zasadzie tylko po to, żeby zobaczyć Juliette Lewis and the Licks, gdzieś tam po drodze zgubiłam 2 godziny życia, a gdy obudziłam się pod drzewem ktoś wręczyl mi mój telefon, więc napisałam do Anki smsa "jak mogłaś mnie samą zostawić", na co Anka "ale przecież sama poszłaś i czekaliśmy na ciebie przy namiocie tego typa 2 godziny". A rano okazało się, że żeby kupić butelkę mineralnej na terenie festiwalu trzeba wystawać w kolejce po żetony, a później z żetonami sterczeć w drugiej kolejce, razem ponad godzinę. A mi się po prostu chciało pić. Ogółem kurz - dużo kurzu, namioty i samochody pokryte popielatą skorupą, wszędzie namalowane tryskające penisy, pot, nagie męskie torsy z opalenizną w różne wzorki - zależy w jakiej pozycji i gdzie który zasnął, dużo pań w bikini, czasem jakaś kowbojka się trafi i zaskrzypi butem, ogółem mnóstwo frajerstwa i starych punków spalonych słońcem do purpury, żebrzących i bekających ci w twarz. No i brak bieżącej wody. Od pewnego momentu myślisz już tylko o tym, żeby umyć dupę. Mi się udało wejść z plakietką Natalii pod prysznic dla pracowników imprezy, ale reszta nie miała tyle szczęścia. Najlepszy był i tak wielki drewniany napis "woodstock" na wzgórzu, imitujący symbol hollywoodu. Siedzieliśmy sobie pod literą "K" zastanawiając się, czy nie fajniej by było pod "C", a słońce prażyło okrutnie spomiędzy gałęzi. Teraz w sumie siedzę i prawie słyszę jak skwierczę. Wszystko mnie piecze. Trzeba się czymś nasmarować i iść spać. Bez kołdry.

7 komentarzy:

ban pisze...

od czterech dni próbuję się dodzwonic. BEZ SKUTKU

maggot pisze...

no jak dzwonisz o 5:30 rano to ja napewno śnię o Luizjanie i nie słyszę, stara ja śpię jak kamień

Anonimowy pisze...

uwielbiam :Ryan Mcginley
a niskie łąki to najfajniejszy klub jaki widzialam z całego swiata, zarowno jak i książka
zaluje bardzo, ze nie ma takiego miejsca w warszawie

natalia.cha pisze...

plakietke mogłam oddać.. potem dostałam drugą. :P

do zobaczenia we Wro.. na jakimś browcu.. trza opić te tarzanie w syfie. ;)

maggot pisze...

definitli

Anonimowy pisze...

niskie łąki to ostatnio niskie sauny..

maggot pisze...

ostatnio w modzie są spocone cycki