15 gru 2008

Shellac zawsze bedzie mi się kojarzył z koncertem w Pradze z 5 maja, na który nie poszłam, bo byłam bez kasy. Albini w swoich tekstach sięga wyżyn subtelności (nie dajcie się zwieśc temu słowu) objawiajacych się na linii pasywna agresa/humor . Jeszcze rok temu szczerze wyśmiałam tekst do "Canaveral" z "stick his hands into my life, stick his cock into my wife", teraz jednak wiem, że wtedy to Albini smiał się ze mnie. Jest w nim tyle kontrolowanej i świadomej agresji, ile niekontrolowanej i nieswiadomej agresji jest w kibicach sportowych. Energia Shellaca bierze się własnie z tej celowości przekazu, perwersyjnie drażniacej autodestrukcyjne impulsy i wywołujacej nieodparte poczucie gatunkowego katastrofizmu. Nagle przestajesz widzieć problem w tym, ze świat się może kiedyś skończyć. Chcesz na własne oczy zobaczyć ten rozpierdol. Shellac jest przy tym genialnie naturalistyczny w brzmieniu, zważywszy na filozofię Albiniego, który poczynił rozróżnienie pomiedzy instytucją inżyniera dźwięku a producenta i opowiada się za jak najmniejszą ingerencją producencką w brzmienie. To jest dokładnie ten problem, o którym kiedyś pisałam - Albini wypina się na śmieszną, płaską perfekcję osiąganą dzieki postprodukcji i ingerencji kosmetycznej w muzykę. Dlatego z nieukrywaną radością desperata ogłasza koniec radia. Can you hear me now? This is real god damn emergency! IT'S THE END OF RADIO!
hey hey!!!

Brak komentarzy: