21 lip 2008

Spain #1


Bellmunt d´Urgell - katalonskie pueblo zamieszkale glownie przez dzikie koty. Odnioslam takie wrazenie spacerujac tam w porze sjesty, co staje sie moim niezdrowym nawykiem, bo wypalil mi sie juz caly brazowy kolor w ulubionych (i najkrotszych) spodniach. Probowalam rozmawiac z para na oko 70-letnich staruszkow, ktorzy powolnym krokiem suneli pod gorke trzymajac sie za rece (miasteczko jest zbudowane na wzgorzu, na planie podwojnego ¨Z¨), ale udalo mi sie powiedziec tylko jakas abstrakcje w stylu ¨Prosze panstwa, ja tu maluje muzyke¨. Starsi ludzie wylaniajacy sie na skwierczacym horyzoncie to w Hiszpanii dosc powszechny widok. Mozna by pomyslec, ze ich rece sklejaja sie gestym potem jak klejem, metaforyzujac idee malzenstwa. Mimo calego sceptycyzmu do tej instytucji uwielbiam na to patrzec.



Penelles:

Calafell:
Plaza w Barcelonie; nie bylo jak i kiedy schodzic miasta, przytloczyly nas plecaki, upal i presja noclegu. Noc spedzilysmy w Calafell, upijajac sie wczesniej z niemieckimi turystami. Plaza byla pusta. Pozna noca wbieglysmy nagie do morza.


Brak komentarzy: