Jest jakaś nowa plotka w Ambasadzie, ale nie bulwarowa, bo kto miał się
tam z kim przespać to się już przespał, żyjemy teraz jak w liceum opowieściami
o tym, kto co zrobił głupiego w dzień wolny. Nie mogę się doczekać, aż mi
opowiedzą, podobno była wczoraj jakaś gruba afera, a że jak wychodziłam z pracy
to jakiś łysol walił piąchą w bar i mówił na ochroniarza cwel, to zakładam, że
miało to swój ciąg dalszy. Ochroniarz jest nowy, bo Jarek wyjechał do Norwegii,
na tyle nowy, że do pracy przychodzi w koszuli. Nikt nie ufa kolesiom w
koszuli, a na pewno nie ja. Chociaż mam swojego ulubionego ostatnio pacjenta.
Przyszedł po długiej przerwie, patrzę morda jakaś taka znajoma, ale ten
garnitur... prosty krok... coś się nie zgadza. Wypił jednak jakieś pół litra
wódki, rumieńcem się przybrał jak to tylko my, Słowianie, potrafimy, poluzował krawat, wytarł nim blat, potknął
kilka razy i otóż rozpoznaję! Toż to nasz Krzyś! Krzyś wpada zawsze nad ranem
jako swoje złe alter ego, a poważny i trzeźwy entourage zupełnie mu nie pasuje,
albo nawet nie przystoi. Pijany Krzyś jest hojnym ofiarodawcą, krzyczy na ludzi
wokół, że mają nam zostawiać napiwki, aż trochę siara, sam zostawia wszystkie
zbędne monety i stawia wódkę, a czasami nawet siedem. Trzeźwy Krzysztof budzi
respekt jak jakiś dyrektor banku. Czyli jednak pozory mylą.
Ewelina, która pracuje u nas na kuchni, a z którą znam się jeszcze sprzed sześciu lat z pracy w Galerii Italiana, przybytku złej gastronomii i pracy na czarno, opowiada ostatnio, jak to śni jej się praca. Śpi sobie słodko w swoim pokoju, aż tu nagle otwierają się drzwi i wchodzi Sławek, barman z Amby, i zamawia tatara. Ewelina jest skonsternowana. W pewnym stopniu zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe, ale z drugiej strony, przecież to jej praca. A ktoś zamówił tatara, więc musi go zrobić. W tej chwili w drzwi wkładam głowę ja i krzyczę na Sławka - Stary, daj jej spokój! Ona śpi! Sławek odpuszcza, ale Ewelina dalej leży i myśli. Skoro byli w moim pokoju to gdzie teraz są? Czy schowali się w łazience? Widziałam ich, więc są prawdziwi! Tak mniej więcej wygląda często zasypianie po pracy. Ludzie dalej zamawiają, chociaż śpisz. Sen w cieniu ich spojrzeń nie jest już ten sam. I wytłumacz klientowi, który ci się śni, że śpisz. Patrzy na ciebie jak na wariatkę. Nie chcesz być wariatką, chcesz dobrze i solidnie wykonywać swoja pracę. I co teraz? Otwórz oczy! Musisz na chwilę otworzyć oczy. Zarejestrować, gdzie naprawdę jesteś, że to nieprawda i nie mogą ci nic zrobić. Są widmami, pasożytują w twoim śnie, ale nie musisz im nalewać. Głownie dlatego, że ich nie ma. Jak to wczoraj ktoś wykrzyczał: Kurwa Seba! No ni chuja! Nawet prosty chłopak zrozumie.
Zdarzyło mi się pewnego razu nocować u Piotrka i zaczynałam się rozbudzać, ale ciągle byłam zbyt leniwa, żeby otworzyć oczy. I planowałam co zrobię, jak tylko wstanę. W lodówce mam wodę i banana, to wypiję i zjem, ale najpierw wypiję. Jak wypiję to wysikam się i może wezmę prysznic, chyba że Szczur zajęła łazienkę. Przebiorę się w czyste ciuchy, bo nie czuję się jakoś zbyt czysta, a to znaczy, że się wczoraj nie kąpałam. Ale nade wszystko umyję zęby. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy otwieram oczy i nie wiem, gdzie jestem. Żaden tam banan i żadna kąpiel, tylko puste butelki po dobrych piwach, jedno niedopite (To Piotrka) i mlaskający Piotrek po drugiej stronie pokoju, który też wcale nie chce jeszcze otwierać oczu. Za tym bananem i myciem zębów wystrzeliłam w 10 minut z jego mieszkania, potykając się o te ogromne adidasy współlokatorów, Mateusza i Woja, na korytarzu i wdychając opary z porannego jarania, na szczęście mieszkamy prawie po sąsiedzku. To jest jedna z tych chwil w twoim życiu, kiedy nie chcesz nikogo spotkać. Zupełnie jak w stand up'ie, który ostatnio widziałam. Koleś mówi, że jak jesteś młodzieńcem i wychodzisz z imprezy prosto w słoneczny dzień to słońce jest dla ciebie znakiem, że wygrałeś z nocą. Oszukałeś czas! Kiedy natomiast masz już swoje lata i rejestr złych uczynków w nocy przekracza trzydzieści stron, słońce świeci ci w twarz jak bóg latarką, a ty zdajesz sobie doskonale sprawę, że on wie. Wszyscy wiedzą. I nie napawa cię to dumą. Śmiać się będziesz dopiero, jak odeśpisz i zjesz smażony kawałek martwej świni. A do tego frytki, najlepiej z sosem. Na chuj surówka.
Ewelina, która pracuje u nas na kuchni, a z którą znam się jeszcze sprzed sześciu lat z pracy w Galerii Italiana, przybytku złej gastronomii i pracy na czarno, opowiada ostatnio, jak to śni jej się praca. Śpi sobie słodko w swoim pokoju, aż tu nagle otwierają się drzwi i wchodzi Sławek, barman z Amby, i zamawia tatara. Ewelina jest skonsternowana. W pewnym stopniu zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe, ale z drugiej strony, przecież to jej praca. A ktoś zamówił tatara, więc musi go zrobić. W tej chwili w drzwi wkładam głowę ja i krzyczę na Sławka - Stary, daj jej spokój! Ona śpi! Sławek odpuszcza, ale Ewelina dalej leży i myśli. Skoro byli w moim pokoju to gdzie teraz są? Czy schowali się w łazience? Widziałam ich, więc są prawdziwi! Tak mniej więcej wygląda często zasypianie po pracy. Ludzie dalej zamawiają, chociaż śpisz. Sen w cieniu ich spojrzeń nie jest już ten sam. I wytłumacz klientowi, który ci się śni, że śpisz. Patrzy na ciebie jak na wariatkę. Nie chcesz być wariatką, chcesz dobrze i solidnie wykonywać swoja pracę. I co teraz? Otwórz oczy! Musisz na chwilę otworzyć oczy. Zarejestrować, gdzie naprawdę jesteś, że to nieprawda i nie mogą ci nic zrobić. Są widmami, pasożytują w twoim śnie, ale nie musisz im nalewać. Głownie dlatego, że ich nie ma. Jak to wczoraj ktoś wykrzyczał: Kurwa Seba! No ni chuja! Nawet prosty chłopak zrozumie.
Zdarzyło mi się pewnego razu nocować u Piotrka i zaczynałam się rozbudzać, ale ciągle byłam zbyt leniwa, żeby otworzyć oczy. I planowałam co zrobię, jak tylko wstanę. W lodówce mam wodę i banana, to wypiję i zjem, ale najpierw wypiję. Jak wypiję to wysikam się i może wezmę prysznic, chyba że Szczur zajęła łazienkę. Przebiorę się w czyste ciuchy, bo nie czuję się jakoś zbyt czysta, a to znaczy, że się wczoraj nie kąpałam. Ale nade wszystko umyję zęby. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy otwieram oczy i nie wiem, gdzie jestem. Żaden tam banan i żadna kąpiel, tylko puste butelki po dobrych piwach, jedno niedopite (To Piotrka) i mlaskający Piotrek po drugiej stronie pokoju, który też wcale nie chce jeszcze otwierać oczu. Za tym bananem i myciem zębów wystrzeliłam w 10 minut z jego mieszkania, potykając się o te ogromne adidasy współlokatorów, Mateusza i Woja, na korytarzu i wdychając opary z porannego jarania, na szczęście mieszkamy prawie po sąsiedzku. To jest jedna z tych chwil w twoim życiu, kiedy nie chcesz nikogo spotkać. Zupełnie jak w stand up'ie, który ostatnio widziałam. Koleś mówi, że jak jesteś młodzieńcem i wychodzisz z imprezy prosto w słoneczny dzień to słońce jest dla ciebie znakiem, że wygrałeś z nocą. Oszukałeś czas! Kiedy natomiast masz już swoje lata i rejestr złych uczynków w nocy przekracza trzydzieści stron, słońce świeci ci w twarz jak bóg latarką, a ty zdajesz sobie doskonale sprawę, że on wie. Wszyscy wiedzą. I nie napawa cię to dumą. Śmiać się będziesz dopiero, jak odeśpisz i zjesz smażony kawałek martwej świni. A do tego frytki, najlepiej z sosem. Na chuj surówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz