7 lut 2010

Ballada dworcowa

Laska ma oczy ciężkie od makijażu i tępy wzrok. Koleś obok niej wygląda jakby spał, zdradza go tylko czkawka. Wszyscy siedzimy w nocnym na dworcu, dodatkowe weekendowe kursy do domu zafundował nam MPK wraz z nowym rokiem. Wszyscy kochamy bonusy. Od lektury odrywa mnie awantura za oknem autobusu, szewc Dratewka nie przeklinał piękniej: "A ty kurwa jutro masz do pracy, kurwa. Do pizdy pojedziesz a nie do pracy! Jak kurwa nigdy nie było o drugiej autobusu tak teraz był. Chuj by to zajebał! Będziemy tu kurwa siedzieć dwie godziny, ochujałaś?! Zawsze tak jest jak pojedziemy na ten jebany Wrocław". W międzyczasie koleś od czkawki wstał i rzyga przez otwarte drzwi. Kieruje nim ostatni zryw nawyku społecznego, żeby nie rzygać w autobusie tylko na zewnątrz. Laska, która z nim wraca, przerzuca tylko kamienne spojrzenie z obiektu na obiekt. Jestem pewna że nie widzi dalej niż na odległość swoich pomalowanych rzęs. Koleś przestał rzygać i użycza komuś ognia. Awantura przenosi się na inny peron, słychać coraz mniej. Do autobusu wsiada kolejny pasażer: "Przepraszam bardzo, czy jedzie pan nieopodal Gaju?". Wracam do lektury. Traktuje ona akurat o umierającej żydowskiej matce.

Brak komentarzy: