7 wrz 2009

Jestem w nastroju, który na własny użytek nazywam opisowo "wszyscy chodzili do tego samego liceum". Głoszę hymny o antymoralności do szyby, ponieważ nie mam wystarczająco dużego lustra, żeby zmieściło moją śmieszność. Udaję, że jestem Horaciem Oliveirą. Horaciem Holiveirą. Chciałaby mieć mózg nabity na pal i jeździć sobie w tę i z powrotem taksówką z własnym skalpem spadającym na oczy. Ciągle mi coś spada na oczy. Warstwami. Podobno jesteśmy uwięzieni w moralności i języku, bo myślimy dualizmami. Zna ktoś bardziej śliski i bardziej prawdziwy frazes? Wydaje mi się, że wszystko co powiedziane już kiedyś słyszałam. W innych słowach. Innymi słowy... "byłoby konieczne, aby inne od zwykłych mechanizmy zaczęły funkcjonować w mózgach, żeby binarne rozumowanie zostało zastąpione przez analogiczną świadomość, która by przybrała formy i przyjęła niepojęte rytmy głębokich struktur". Podobno też dojrzałość jest tylko wymysłem moralistów, żeby ociosać słoniowate formy ludzkich możliwości do chudych postaci w garniturach. Tak żeby wszyscy jak pionki stali na przystankach i bezwolnie zdawali się na rozkład jazdy i inne kodeksy porządkujące czas i uczynki. Co z tego, że nikt nie widział boga i co z tego, że jakakolwiek wiara jest bezdomna? Widzę wokół siebie kilka fenomenów, które bardzo mnie bawią. Np. oglądanie seriali, które stają się substytutem życia rodzinnego, formą zapośredniczonej przez ekran przytulności nie tyle zastępującej brak bliskości w realnym życiu co zaspokajającej dziwaczny głód struktur tej bliskości. Nawet elementy horroru mogą stać się częścią kojącej rutyny. Bawi mnie też melancholia w wersji elektro, która idealnie wypełnia soundtrack anonimowości i wyważonego outsiderstwa na parkiecie. A najbardziej podoba mi się fenomen wampirów. W świecie bez boga ludzie ubrali jego energie w nowe, bliższe ludzkiej formie istnienia i zaczęli z nimi uprawiać seks. Być może właśnie w łóżku z nadprzyrodzonym kończy się świat. A może zaczyna się nowy. Ludzkość urosła w wyniosłe monstrum o nogach tak słabych, że nie utrzymują korpusu. Tym właśnie jesteśmy, opozycją binarną. Potęgą, o jakiej nawet nie marzyliśmy 100 lat temu, i słabością, jakiej nie poznali nasi dziadkowie. Katastrofizm zakłada wiele masek. Maska wampira mówi o tym, że mimo wszystko liczymy na to, że śmierć nas uratuje, a jednak nie do końca zabije. I że złapiemy boga za ogon, żeby być może dowiedzieć się tylko, że był osłem. Ale osłem, który jednym pierdnięciem umie zmieść z powierzchni ziemi całe miasto. Ludzie zaczynają rozumieć, że istnieją potęgi, które nie reprezentują dobra, praworządności i sprawiedliwości, ale dzikie i nieokiełznane prawa natury. I że to właśnie je przez wieki nazywali bogiem. Wystarczy, że przejdziecie się w nocy sami po parku, żeby zrozumieć o czym mówię. Czego się wtedy boicie? Wiewiórek?

5 komentarzy:

frula.opperheim pisze...

mi babcia zawsze powtarzała, żebym w nocy, idąc ulicą, szła właśnie ulicą, a nie chodnikiem, bo z bramy coś wyskoczy (albo ktoś). przedwczoraj doszłam do tego, że nigdy tak naprawdę nie chciałam zostać zgwałconą. no a serial 'true blood' rzeczywiście zmusza do takich przemyśleń - nie boimy się wiewiórek, boimy się menad i zminnokształtnych. a to, co kryje się w głowie kota? myślałaś o tym kiedyś? patrzysz na kota, on patrzy na Ciebie... no i co?

maggot pisze...

myślę, że koty lubią nas po prostu za to, że jesteśmy duzi, żywi i ciepli. rutyna kota jest jednak zupełnie złudna, nawet jeżeli przypomina naszą. koty nie zatraciły jeszcze aż tylu pierwotnych instynktów, bo nie mają moralności. jeden z najzajebistszych tematów zeszło-semestralnych zajęć z Wolską - dlaczego gdy wchodzisz nago do łazienki i spotykasz tam swojego kota to wstydzisz się swojej nagości?
a w ogóle to true blood rządzi! ale serio, gdyby przeanalizować ten serial pod względem gatunków to przecież to jest istny karnawał z historii kina i waty cukrowej. Anka mi to ostatnio uświadomiła. masz tam horror klasy D, miłosny melodramat, thiller, obyczaj, s-f - uroki prowincji, suspens, intrygi, zakazana miłość, siły nadprzyrodzone i przy tym wszystkim prowokuje ostry niepokój o przyszłość ludzkości. ja się kłaniam w pas, chciałabym kiedyś coś takiego napisać.

Anonimowy pisze...

wujek sie boi szczerbatego luja o niedookreslonej orientacji, ktoremu maly, zblakany chlopczyk moglby wystarczyc za wieczorne menu.

Z natura zas bym nie przesadzal - 20 lat i bedziemy miec na nia wyjebane. Slowem - bedzie nam mogla skoczyc.

Napisac w sensie - scenariusz? Bo ksiazka - zrodlo ponoc strasznym klocem jest...A scenariusz - praca zbiorowa, wiec nie ma co w zachwyty popadac. Skrzyknij oleja i jagoszkowa, wroze sukces.

Pozdro
J.

maggot pisze...

tego, którego juz raz spotkałeś w kwiecie niewinności i zaprosił cię na drinka?

wyjebane na naturę? nigdy do końca. a nawet jeżeli okiełznamy żywioły to na pewno znajdą się zwolennicy powrotu do epoki sprzed cywilizacji i nie pozwolą nam o niej zapomnieć. chyba że obetniesz i utopisz wszystkie dredy.

napisać w sensie książkę, w ramach gatunku, ale też z klasą, jaką ma serial. bo pierwowzory to zazwyczaj ścierki, co nie znaczy, że z dobrego pomysłu nie da się napisac dobrej ksiązki. zresztą potrzebuję alternatywnego pomysłu na życie, bo narazie się zanosi że karierę zacznę w maku, kończą mi się środki i wpływy, a do swojego hobby muszę w chuj dokładać.

Anonimowy pisze...

Już ostrzę nożyczki... Trza im ściać te łoniaki ze łba.

Do maka, Stara, to trza z ksiażką sanepidu sie zglosic. Wiem, bo podobnie przez los przycisniety, robilem rozeznanie...

j.