27 sie 2009
This is a plastic's age, man
"Porównywanie kogoś do chorągiewki na dachu zdradza brak wyobraźni: widzi się tylko obroty, nie zaś intencje: koniec strzałki, który chce zatrzymać się i pozostać w strudze wiatru".
O co ci znowu chodzi? "Czepiasz się wypadków. Dusisz słowa". Racjonalność płytkich spostrzeżeń, śliska ektoplazma, na której rozpędzałam się czasami myśląc, że łapię we włosy wiatr - zjawiska namnożyły się ostatnio nie ilosciowo, ale jakościowo, dobudowując do parteru powierzchownej interpretacji po kilka pięter komplikacji, a ja albo jeżdżę teraz windą albo rozpędzam się nocami rowerem po śliskiej nawierzchni. Drzewa pachną, pachnie dym zwiastujący jesień i pachnie świeża wilgoć nagrzanego za dnia chodnika. Ponowna lektura jednej ze sztandarowych powieści każdego domorosłego emo-intelektualisty porwała mnie, dosłownie porwała. Nabrałam bolesnej wręcz pokory, której brak mnie jednak trochę wyjałowił. Podobno wstyd się przyznawać, że czyta się "Grę w klasy", tak samo jak nikt już nie mówi, że słucha Nirwany. Oklepane. Dokładnie w ten sposób tworzy się legenda - kiedy coraz mniej osób czyta a coraz częściej przy różnych okazjach pojawia się tytuł. Kto z was na przykład przeczytał "Panią Bovary", najlepszą powieść o romantycznej mitomanii, jaka powstała na przestrzeni wieków? Madame Bovary c'est moi! - wykrzykiwał pod koniec życia Flaubert, który swoją bohaterkę spłodził z potrzeby perfekcyjnego przetłumaczenia drobnomieszczańskich iluzji na barokowy język, żeby na pewnym etapie życia odkryć siebie w tej ekstremalnej personifikacji fałszywych wyobrażeń o naturze miłości. Widzę teraz, że każde czasy mają taką miłość, jak ją opisują. Ponieważ literacka opisowość umarła miłość ma charakter epizodyczny i hasłowy, jej zmienność realizuje się w pozbawionych świadków negocjacjach. Niesubtelna nomenklatura uczuć. Jak w takim klimacie cokolwiek nawet prawdziwego ma się uchować? Wszyscy próbują się dookreślić. Naprawdę chcecie być zwartym tworem, żeby łatwiej was było wysrać? Nie mówmy prawdy, bo nie znamy prawdy. Prawda jest światłem z latarki, które pies próbuje złapać w zęby. Ja wierzę w miraże, dlatego zapominam pójść na pocztę i do lekarza. Za to mam piękne sny.
Ostatnio zachwycam się Engstromem. Miesza wymowną abstrakcję z mało osadzonym w szczególe portretem - jednak mało, często nawet pomimo flesza i konkretnego spojrzenia, które napotykam na jego zdjęciach, unosi się wokół nich wielka brzęcząca wkurwiajaca mucha. Gdzieś poza kadrem, więc wychodzę poza kadr, po omacku próbując złapać niewidzialną muchę. Ja vs Engstrom 0:2. Do przerwy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz