Gdybyście zastanawiali się, co się ze mną dzieje, to badam względność czasu. Pod oknem grają mi cyganie. Ponieważ dyskretnie ograniczyłam kontakty z ludźmi i skupiłam się na badaniach w kierunku swojej magisterki (i w końcu bronię licencjat z dziennikarstwa, tak) to tym bardziej napada mnie strach. Po pierwsze temat mojej pracy okazał się tak trudny, że zanim przeczytam (i zdobędę) całą niezbedną literaturę (począwszy od "Historii seksualności" Foucaulta, która przyda sie też jeśli w końcu zdecyduję się zakończyć żywot w jeziorze) minie conajmniej miesiąc. Po drugie pora zacząć szukać pracy i nie ma się co oszukiwać, na poczatek będzie to bar albo sklep z odzieżą. Po trzecie codziennie około północy nachodzi mnie irracjonalny lęk przed przyszłością. Za dnia, jak podejrzewam, również mu podlegam, chociaż dobrze się maskuje. Od powrotu z Bieszczad jestem w depresji. Radykalna zmiana stylu życia zrobiła spustoszenie w moim systemie wartości. Przybyło mi z 5 kg duchowości i paradokasalnie zajebiście mi ciąży, bo czuję ziejącą pustkę. Mówili mi - nie czytaj Houellebecqa. Dziad złamał mi serce. Z tego wszystkiego słucham teraz głownie country i folka z lat 60-tych (może nie przesadzajmy, słucham Casha, van Zandta i Tima Buckleya, do obrzygania). Z Anką, która próbuje wywiązać się ze zobowiązań na iberystyce, kontaktuję się głównie mailowo. Ona ma gorzej, bo słucha Vana Morrisona i Black Sabbath. Co pozwala mi z czystym sumieniem zorganizować sobie dyskografię Dusty Springfield i Simona&Garnfunkela. I tak w dół downward spiral aż odbiję się od dna. Ufam, że już jest blisko. Pragnę wytarzać się w szlamie i ugryźć boga w stopę. Podobno z powrotem to już windą. Aha, jeszcze jedno. Tkwiąc w teorii queer i takich tam pismach o seksualności, cielesności i względności płci, dotarł do mnie poziom uprzedzeń zakorzeniony w społeczeństwie. Czytam i zgrzytam zębami. Czasami wydaje mi się, że wszyscy mnie nienawidzą i chcą żebym umarła. Czasy, gdy potrafiłam z czystym sumieniem powiedzieć "mniejszości seksualne bedą miały w tym kraju dobrze", należą do epoki błogiej naiwności. Gówno. Mój ojciec dzwoni żeby powiedzieć, że mojemu kuzynowi Miłoszowi urodził się syn. I zaczyna się "My też liczymy na to, że w końcu zostaniemy dziadkami". Jeszcze nie zauważyli, że nigdy nie miałam chłopaka. Zapomnieli, jak przez cała podstwówkę chciałam zmienić płeć, bo wyobrażałam sobie, że jeśli tego nie zrobię spędzę samotne życie w mieszkaniu z gromadą kotów. Śmieję im sie w twarz, ale mam coraz mniej siły się śmiać. Czy nikt nie zauważył, że model rodziny diametralnie się zmienił? Schemat mama plus tata plus dzieci nie jest nawet w połowie tak stabilny jak kiedyś. Dążenie do samorealizacji rodzi bardzo silną potrzebę osobistego szczęścia, dlatego ludzie coraz częściej się rozstają. W ten sposób dzieci i tak mają dwóch tatów albo dwie mamy - biologiczny rodzic zostaje uzupełniony o nowego męża mamusi albo nową żonę tatusia i jakoś nikt nie robi wokół tego wielkiej publicznej debaty jak wokół wychowywania dzieci w związkach homoseksualnych. Teoria queer rozwala dychotomię homo/hetero dając możliwość konstruowania płynnych tożsamości z dala od ocen moralnych. Pięknie i ładnie, tylko że polityczny dyskurs i praktyka życiowa nadal domagają się tych kategorii, żeby móc grupować, wykluczać, nazywać to, co inne od normy. Społeczeństwo nigdy nie bedzie gotowe pozbyć się swojego oceniającego i wartościującego spojrzenia. Najbardziej mnie przeraża, że nawet niektórym ludziom, których znam i którzy mają bardzo otwarte umysły, wymykają się oceny moralne z jasnym przesłaniem TO JEST ZŁE. Co jest złe? Że nie chcę być matka polką i obciągac swojemu chłopakowi na wielkanoc w kiblu moich rodziców? Że całuję się z dużo młodszą dziewczyną i ją to zepsuje? Zepsuje? Sorry, ktoś się za dużo nasłuchał niedzielnych kazań w dzieciństwie. Polskie społeczeństwo jest tak dalekie od zrozumienia i wprowadzenia do praktyki modeli związków i relacji seksualnych, które zostały wypracowane na Zachodzie, że czekają nas lata transformacji. Mamy umysły przeżarte retoryką i moralnością katolicką, nawet jeżeli od dawna uważamy się za niewierzacych. Ja musiałam to przepracować, żeby móc się określić, ale większości nawet się nie chce, bo po co, skoro, realizując seksualną normę, mają wszystkie przywileje? Dlatego tak dobrze zrobił mi Mogutin. Pokazujac seksualne praktyki w różnych grupach gejów - ogórek w dupie, różne kinky gadżety, parę imponujących erekcji - pokazał przede wszystkim, że geje się pieprzą. I to dużo. W międzyczasie się stymulują - sami bądź z czyjąś pomocą. I jest to najzupełniej normalne. To się nazywa afirmacja życia. Wiekszość organizacji typu LGBT probuje propagować model homoseksualnego pożądania bedący konformistycznym odzwierciedleniem modeli heteroseksualnych, głównie na skutek lęku przed rozprzestrzeniającą się w środowiskach gejowskich epidemią AIDS. Nie krytykuję ich, ponieważ tworzą główne pole dyskursu publicznego na granicy norma/odmienność reprezentując seksualne mniejszości. Kompromis bywa nieunikniony, ale jest też smutny. Prawda jest taka, że o homoseksualistach się wie, że istnieją, nawet zna się ich osobiście, ale większość ludzi nie ma pojęcia, jak dwie kobiety albo dwóch mężczyzn uprawia seks. Feministki, które jako pierwsze przygarnęły lesbijki, żeby je później wywalić ze swojego grona za "niesubordynację", próbowały zunifikować kobiecy model pożądania w oparciu o potrzebę czułości. Od tej pory seks lesbijski kojarzy się właśnie z wzajemną czułością. Rzadko się mówi o tym, że dwie kobiety są w stanie odbyć regularny stosunek, bo przecież jak to, bez penisa? Seks to przemoc, nieważne w jakiej konfiguracji. Seks nie równa się penis, big news! Problem jest taki, że osoby o odmiennych tożsamościach seksualnych są niewidzialne, też dlatego, że nie rozmawia się o tym, jak uprawiają seks i jaka jest psychiczna cena ich funkcjonowania w społeczeństwie; jakie są dylematy i jakie problemy. O tym się nie rozmawia - rozmawia się o chodzeniu lub niechodzeniu za rękę i jak to wyglada w oczach 40-letniego biznesmena z żoną i dwójką dorastających dzieci. Rozmawia się o DEMORALIZACJI. Czasami o SZATANIE. Kiedy wchodzi się na temat całowania rodzą się już wielkie kontrowersje. Zresztą co, nie oglądacie TVP? Przecież homoseksualizm można leczyć! Elektrowstrzasami! Hurra!
Żyjemy w zacofanym kraju, co więcej mogę powiedzieć? Nie próbuję rysować opozycji my-wy, bo tego właśnie chcę uniknąć, żyjąc tak jak żyję. Niekoniecznie jest to łatwe, ale nie narzekam. Po prostu czasem się wkurwiam. Mam nadzieję, że przyszłe pokolenie przetrze szlaki, bo ta konserwa zaczyna się bardzo psuć, jesli mnie spytacie.
4 cze 2009
preambuła do studiów pedalskich
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
15 komentarzy:
ja pierdole, ale długie
to znaczy że nie czytasz i wracasz na facebooka? rozumiem
kurcze Agata szacunek za szczerość,po przeczytaniu tego zrobiło mi się przykro, ale z powodu tego ze rozumie twój stan kojarzy mi się to trochę z kryzysem egzystencjalnym, ale z takiego kryzysu zawsze coś dobrego się rodzi
jestem erą krótkich komentarzy i smsów
jak zejdzie mi gorączka na pewno przeczytam
zeszła. ciężko skomentowac coś o co się tylko ino otarłam, o czym słyszałam, o czym rozmawiam, ale czego bezpośrednio nigdy nie odczułam i nie odczuwam. i też pytanie do Ciebie, czy bezpośrednio odczulaś konserwatywny palec boży pełnych gęb, co tylko dyskutują, nazywają złem, szykanują, kopią, dławią, depczą? czy zostały Ci po tym siniaki? Jedyną bronią jest obojętność i robienie swego, bo oni liczą na wkurwienie. z drugiej strony wkurwienie jest bezpośrednim czynnikiem zmian biegu historii. pytanie czy ma się na tyle siły by cokolwiek zmieniac. schemat rodzinny oparty na naturalnych predyspozycjach wynikających z ogólenj zasady rządzącej w królestwie zwierząt polegającej na przetrwaniu gatunku trudno zmienic, a potrzeba zmiany zrodziła się w umyśle homosapiens, jeśli biorąc pod uwagę biofizyczne czynniki. więc jeśli tak jest, to jak można wytłumaczyc homoseksualne ciągoty pewnego gatunku pingwinów zamieszkujących biegun południowy? (kurwa, przeczytałam to wczoraj w PARTY siedzac na kiblu). nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia i na tym należy poprzestac.
no to trochę sobie tu pobredziłam i powiem jeszcze, że niesamowicie wkurza mnie stweirdzenie pt. "gratuluję szczerości", bo szczerośc albo jest albo jej nie ma i nie ma tu co winszowac.
Widzisz Ban, formy dyskryminacji w naszych czasach są o wiele bardziej subtelne, bo ubierają się w kostium poprawności politycznej. Każdy kogo zapytasz nie ma nic przeciwko gejom i lesbijkom. Dopóki sie nie okaże że to ich córka albo syn. Co mnie męczy to hipokryzja. Wielka laurka na cześć mniejszości seksualnych to ściema. Widzisz, jakby nie patrzeć zaczynam dorosłe życie, przynajmniej opuszczam uniwersytet, który dawał zajebiste schronienie i komfort akceptacji. Na zewnątrz już nie jest tak przyjemnie. Na samą myśl, że trzeba będzie sobie radzić z tymi wszystkimi burakami szlag mnie trafia. Tylko dres na ulicy albo 12-letni dzieciak powiedzą ci w twarz, że coś do ciebie mają. Reszta będzie cię obgadywać za polecami. I to mnie naprawdę rozjusza. Jak mówił Dymek: LEAVE BRITNEY ALONE!
aha, i queer studies w dosłownym tłumaczeniu powinny się nazywać "studia pedalskie", bo po angielsku "queer" było pierwszym określeniem na pedała, jeszcze z poczatków XX wieku, i dopiero jakoś w latach 90tych straciło negatywny wydźwięk. To tak, gdyby "pedał" zaczął znaczyć coś miłego. Bardzo mnie bawi, gdyby zacząć mówić "specjalista od studiów pedalskich". Gdyby faktycznie zmienili nazwę to pierdolę, robię doktorat!
fuck! przez połowę błądziłam w konfiguracjach, a teraz po prostu skończyłam łzawą spazmą. / ja muzycznie odstaję od Ciebie teraz. pj harvey i pati yang, może czasem portishead albo yo la tengo jak ładne niebo jest.
kocham Cie siostra i chuj*
Subtelność to jest słowo klucz. Utkwiła mi w pamięci rozmowa ze znajomymi z Akademii, kiedy to jedna dziewczyna mówiła jak to zupełnie nie ma nic przeciwko homoseksualistom i że ONI to są tacy ludzie jak MY. Widocznie gaydar jej nie działał, bo by się zdziwiła, że ONI są wśród nas. Nawet nie chodzi o ten biegun, jakim jest wrogość, ale to podskórne zdziwienie, jakby za każdym razem, jak ktoś robi coming out, to jest wielkie zdziwienie i potem zaplecne plotki. A nie mówię tu o jakichś radiomaryjowcach, tylko tej libertyńskiej zgrai, jaką są studenci Akademii Sztuk Pięknych.
Ban szanować, a gratulować to dwa różne pojęcia
po pierwsze - "codziennie około północy nachodzi mnie irracjonalny lęk przed przyszłością". po drugie - właśnie napisałam o różowych balonikach i mi słabo. po trzecie - mam dość rozmów o rzeczach ostatecznych na zajęciach kulturoznawczych.
i na koniec taka myśl tylko, że niestety dookreślamy się na zasadzie różnicy wobec Inności. każdej. bez względu na jej rodzaj i pochodzenie. dlatego człowiek, który chociaż odrobinę odczuwa, że żyje w otoczeniu innych, czasami cierpi z powodu braku zrozumienia...
ale czy ktoś nam obiecał, że kiedykolwiek doświadczymy cudowności zrozumienia? czy ktoś się nas w ogóle pytał, czy chcemy być tu i teraz? (do jasnej cholery!)
bardzo mnie ciekawi, jak emocjonalnie ludzie reagują na ten tekst. tak w ogóle to czytałam o różowych balonikach i powiem ci, że i w tamtym poście wyniuchłam kulturoznawstwo. wyniucham nawet zza winkla. bo to jest tak, że kiedy zaczynasz rozumieć mechanizmy samookreślenia się w grupie, podłapujesz pewne kategorie rozumowania i pojęcia i przesiąkasz nimi ( a one są pułapka są one - jakby powiedział adaś miauczyński) to rodzi się taka melancholia, świadmość, że w świecie istnieje jakiś wielki defekt. I że jest nawet potężniejszy niż jakikolwiek bóg. a jak już zaczynasz wyznawać ideologię nieusuwalnego defektu to masz przejebane. wtedy pozostaje kupić sobie skuter i słuchać dużo rapu.
no cóż - nie ma to jak czujne oko kulturoznawcy. to wrażliwcy i nie dostosowani marzyciele :) ale radzimy sobie jakoś, nie ma tak źle. nie odkryjemy leku na raka, ale za to będziemy sumieniem narodu, haha! już wyjaśniłam u mnie, że nie mam zbrodniczych planów.
Prześlij komentarz