3 sie 2009

post o miłości

Liczę na przynajmniej trzy mega foty z woodstocku. Nie po to prawie zginęłyśmy z Niemcem w aucie żeby zachować jedynie wspomnienie czarnych smarków. Zawsze przy końcówce kliszy mam dylemat - wypstrykać 4 ostatnie foty na chama czy czekać kolejne dwa/trzy dni na naturalny przebieg akcji? Już trochę za dziwność uważam napierdalanie zdjęć na ślepo cyfrą, bo ja faktycznie robię 36 snapshotów na tydzień. Dokładnie tyle. To chyba jedyna forma dyscypliny jaka jest mi dostępna. Poza tym jestem jedynie kompilacją szkodliwych nawyków, chociaż ostatnio chodzę na spacero-biegi wieczorem i rzeźbię sobie bicepsy.
Chciałam napisać posta trochę tak o miłości, ale podobno miłość to najbardziej wstydliwy temat dla współczesnego intelektualisty, bardziej wypada już pisać o seksie i wydzielinie z ucha. Ale trudno już, no trudno, napiszę go. Rok temu w Pradze się zakochałam. Objawiało się to przewlekłą sraczką. Za każdym razem kiedy widziałam Evę zaczynało mi bulgotać w brzuchu. Im więcej miałyśmy wspólnych znajomych i im większa była szansa że w końcu przeprowadzimy inauguracyjnego small talka, problem był coraz bardziej bolesny. Poszłam kiedyś na imprezę akademikową w podartych spodniach, bo Jaszczur zwlókł mnie sprzed laptopa i przerwałam projekcję meksykańskiego dramatu. Kiedy z windy wysiadła Eva mało brakowało, a stałabym się kometą. Na szczęscie mieszkałam piętro niżej. Dokładnie na tej imprezie i dokładnie w tych samych podartych spodniach (które w trakcie 3 aktu podarłam jeszcze bardziej i od tej pory trzymam je w szafie tylko z sentymentu) o 5 rano oficjalnie poznałam Evę. Żołądek do tej pory miałam już wyjałowiony, więc pozostało mi robić z siebie kretynkę. Każdy kto zna mnie wystarczająco długo wie, że robię to z wdziękiem. Kilka dni później spotkałysmy się na kawę, która stała się piwem, chodził wokół nas ogromny włochaty wyżeł właściciela najbardziej ćpuńskiej knajpy w dzielnicy cygańskiej, jaką znałam (a dwa kilometry dalej, w ścisłym centrum Pragi, Jaszczur słuchał Mihy opowiadającego o tym, jak to lubi wąchać zużyte podpaski, pamiętam jak dziś). Cały dzień nic nie jadłam, żeby ograniczyć amunicję, miłosną kurwa bombę, co za wstyd. Stałam pod kościołem na Źiźkowie i trzęsły mi się nogi, zastanawiałam się czy to widać. Na powitanie Eva włożyła mi w uszy słuchawki z jakąś eksperymentalną muzyką fortepianową, bo sama grała na pianinie i uczyła się włoskiego, żeby rozumieć włoskie opery. Kiedy rozstawalyśmy się później w nocy i kiedy już zniknęła mi z pola widzenia po prostu ugięły się pode mną nogi. Byłam zabujana na amen, a za dwa tygodnie miałam wyjeżdżać z Pragi na Bałkany, a później na całe wakacje do Hiszpanii. Do historii przeszła jedna z ostatnich nocy w Pradze w Valentino Bar, gejowskim klubie gdzie trafiliśmy śledząc transwestytę w kapeluszu z wielkim białym rondem. Można tam było spotkać facetów rodem z YMCA i za Jaszczurem, jak tylko wchodził do kibla, gasły wszystkie światła. Byłam na dobrej drodze, żeby pogodzić się z tym, że Eva to była jakaś dwutygodniowa maligna i nigdy więcej jej nie spotkam. Równo rok po tym, jak się ostatnio widziałyśmy, dostałam od niej bardzo długiego maila. Zanim doczytałam go do końca poczułam znajome bulgotanie w brzuchu, relikt zeszłorocznej przewlekłej gorączki miłosnej. Zabawne jest to, że próbujemy czasami udrapować życie w melodramatyczne kształty, zatrzasnąć stare historie za drzwiami żeby brzmiały jak bajki (bajki o sraczce w moim przypadku), podczas gdy ciągi dalsze zawsze następują, przybierając przeróżny charakter. I zawsze kiedy zaczynam sie zastanawiać, czy lepszy był wierszowany prolog czy potoczysta proza jakiś czas później wydaje mi się, że nie można ich porównywać. Wiem tylko tyle, że miłość mieści się w jelitach. Tego akurat jestem pewna i mogę się tą wiedzą bez problemu podzielić z amerykańskimi naukowcami za dożywotnią dostawę grejpfrutów.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

coraz bardziej lubię tu zaglądać. jednak ludzie kult są ok.
WH.

maggot pisze...

przewlekle mi miło

frula.opperheim pisze...

wniosek taki, że melodramaty są niestrawne zwyczajnie. lepiej unikać.

Anonimowy pisze...

Bardzo ładnie Stara. Wujek lubi tego posta.
J.

maggot pisze...

kiedy wracasz Jaszczurku kruszyneczko moja?